Na dworzec autobusowy przyjeżdża po nas kolega, który od paru dni siedzi w Pattaya, bo nie ma jak wrócić do HKK. Knajpka, później wynajmujemy pokój w apartamentach tam gdzie oni. Dzwonię do Bangkoku do hotelu, że nie przyjadę ale ponieważ rezerwacja była na dwie noce, nie chcę żeby mi anulowali następną.
Apartamentowiec, gdzie mieszka mnóstwo angoli całymi miesiącami. Na dole na uliczce typowe angielskie knajpki, z angielskim śniadaniem i świeżą prasą.

Następnego dnia szybciorem wstajemy, śmigamy pickupem na dworzec autobusowy i autobusem jedziemy do Bangkoku. Po drodze widzimy jak autostradą jadą lotniskowe "schodki" w stronę U-Tapao.
Z domu dostajemy info, że w hotelu Montien Finn zorganizował biuro kryzysowe i tam mamy się zgłosić. Meldujemy się w naszym IBISie i idziemy szukać Montiena.
W biurze tłum ludzi, spędzamy tam praktycznie cały pozostały dzień. Wypełniamy kwity, podajemy numer komórki i dowiadujemy się, że jak będzie dla nas miejsce w samolocie dadzą nam znać. Aktualnie Fińczyk lata z... Phuketu, gdzie wożą ludzi autobusami. Szkoda, że żaden mądry człowiek nie mógł odebrać wcześniej telefonu w biurze Finna, wtedy byśmy zostali nad morzem.

Komentarze (0)