No tak, cały dzień i tylko dwa parki. Na początek za 60 USD wzięliśmy bilet do parku Disney California. Oprócz kosmicznych cen za jedzenie (slice pizzy kosztuje tyle co na wolności cała) zapamiętałem: Hotel z Twilight Zone czyli spadanie w sali kinowej z szóstego piętra z widokiem na świat na zewnątrz, Grizzly River Run czyli pływanie na metalowym kółku po górskim potoku (cali mokrusieńcy), Muppety w 3D oraz latanie nad Kalifornią (krzesełka zawieszone w powietrzu i szeroki ekran, gdy samolot, z którego filmowano pikował ostro w dół cała sala krzyczała a gdy w ostatniej chwili podnosił prawie ocierając brzuchem o wodę wszyscy unosili nogi :-))
Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu dokupiliśmy wejście do drugiego parku, tego który jest najważniejszy w wypadku bajek Disneya czyli z pałacem, Myszką Miki i Kaczorem Donaldem - Disneyland Park. Tam zabawiliśmy trochę pływając statkiem Marka Twaine'a, łodzią po Księdze Dżungli, jeżdżąc rozklekotanym samochodem w Przygodach Indiana Jones oraz kolejką wokół parku podglądając orkiestrę z Nowego Orleanu. Tutaj najlepszą zabawą dla dzieciaków było zbieranie autografów od psa Pluto i kaczora Donalda.
Dzień kończył się paradę wszystkich bohaterów filmów Disneya.
Wieczorkiem wróciliśmy do domu w SD.